Odpoczynek to obowiązek - wpis dla zapracowanych

Trochę mi się chce śmiać, bo znów w styczniu miałam zryw do pisania (halo, kto pamięta, kiedy w jednym miesiącu pojawiły się aż 4 artykuły?), znów liczyłam, że utrzyma się dłużej, a przyszedł luty i... Jest jak jest. Ale tym razem nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia, bo ten luty był zupełnie inny, niż inne początki roku.


Pisanie na zawołanie

Gdyby zawodowy pisarz czekał na wenę, często nie miał by pewnie co do garnka włożyć. Wiem o tym doskonale, bo piszę całymi dniami, tygodniami i miesiącami. Tylko niestety nie tutaj. 

Siadam do pisania, gdy muszę wysłać artykuł do klienta, bo goni mnie termin.
Siadam do pisania, gdy czeka na mnie kolejna porcja maili od klientów na konsultacje psychologiczne.
Siadam do pisania, gdy mam napisać scenariusz odcinka serii Talentland.
Siadam do pisania, gdy mam wysłać cotygodniowy newsletter.

Zawodowo piszę non stop. Czytam, rozmawiam i piszę - tak najprościej można by opisać moją pracę jako psychologa. I gdy jakimś cudem mam chwilę wolnego, ostatnie na co mam ochotę, to właśnie pisanie na zawołanie. 

Teraz w lutym miałam tak dużo pracy, że fizycznie nie miałam kiedy usiąść do tekstów. Choć bardzo chcę wreszcie skończyć porozpoczynane wpisy z Wietnamu, gdy patrzę na kalendarz na najbliższe miesiące, wiem, że niestety nie stanie się to zbyt szybko.

Nieustanna praca i podróżowanie do Żywca

Brak blogowej aktywności wiąże się z czymś jeszcze - żeby pisać, trzeba podróżować i doświadczać. Cieszyć się tymi podróżami i "łapać wiatr w żagle". Nie mam w tym roku zaplanowanych póki co żadnych większych wyjazdów, ponieważ skupiam się mocno na rozwijaniu mojego psychologicznego biznesu. W poniedziałek ruszają zapisy na moje pierwsze warsztaty z talentów dla kobiet, w które włożyłam mnóstwo pracy i energii. Regularnie, co tydzień, wysyłam coraz większej liczbie subskrybentów merytoryczne ćwiczenia, nagrywam odcinki na YT, nadal organizujemy z Moniką #weekendStressLess - jednym słowiem dzieje się naprawdę dużo. Szalenie mnie to wszystko cieszy i napędza do pracy, choć jasne, mam chwile, kiedy wolałabym siedzieć w barze w Walencji, popijać sok pomarańczowy i wcinać tapasy. No ale kto by nie wolał? :D

W lutym zasuwaliśmy też tam i z powrotem do Żywca i wyjątkowo nie był to tylko czas na skitury. Rozpoczęliśmy największe jak do tej pory przedsięwzięcie naszego życia (no, poza ślubem, ale to przecież inna kategoria!), czyli remont mieszkania, do którego planujemy się w tym roku przeprowadzić. Wiecie, co oznacza remont? Tysiące, jak nie setki tysiące spraw do załatwienia, przemyślenia, zaplanowania i przypilnowania. To pochłania mnóstwo czasu i jeszcze więcej energii.

Puenta jest następująca

Jak wiecie, moim słowem na ten rok jest DOBROSTAN i wbrew temu, jak mógł wybrzmieć ten wpis, bardzo o niego dbam. Staram się nie pracować w weekendy, wysypiać, mieć czas chociaż na 15 minut głębokiego relaksu w ciągu dnia i strategicznie podchodzić do wyzwań dnia codziennego. Dlatego też musiałam w lutym odpuścić publikacje tutaj.

Dziś piszę za to do Was z Olsztyna, gdzie uciekliśmy na weekend, żeby naładować baterie na nadchodzący, szalenie intensywny marzec :) Stąd chcę Wam przypomnieć, że ładowanie baterii jest podstawą produktywnej pracy. 

Odpoczynek to obowiązek, pamiętajcie o tym!
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę.  Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz