Trochę mi się chce śmiać, bo znów w styczniu miałam zryw do pisania (halo, kto pamięta, kiedy w jednym miesiącu pojawiły się aż 4 artykuły?), znów liczyłam, że utrzyma się dłużej, a przyszedł luty i... Jest jak jest. Ale tym razem nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia, bo ten luty był zupełnie inny, niż inne początki roku.