To nie był rok zaskoczeń. Pierwszy raz w historii bloga, to po prostu był rok konsekwentnie realizowanych decyzji. A właściwie jednej: "dojedź się do końca, żebyś już miała dość". To był rok, którego bardzo się bałam. I chyba słusznie.
Jeśli jesteś ze mną od niedawna, zapraszam do przeczytania poprzednich podsumowań:
Jaki miał być 2019?
Myśl, która przyświecała mi w tym roku, była bardzo konkretna: "Maleńka, jedziesz na maksa". No i jeździłam. Sezon wyjazdów pilockich rozpoczęłam w lutym i od tego czasu wskoczyłam tak naprawdę na maksymalne obroty. Wydawało mi się, że wyjazdom nie ma końca. W poprzednich latach robiłam w pierwszej połowie roku średnio 3 pilotaże, w tym roku zrobiłam ich 6, z czego jeden trwał 12 dni. DWANAŚCIE DNI. Byłam sama. Na Jamajce. Było ekstra. Serio, super ekstra, ale myślałam, że... Oszaleję z tęsknoty.
Wszyscy wkoło mówili: "Zobaczysz, wyjdziesz za mąż i skończą się wyjazdy, już Cię mąż nie będzie puszczał!". A tu psikus, bo Małż zawsze kibicował (i kibicuje) moim pomysłom, pasji i planom. To ja po ślubie jakoś straciłam tę iskrę, która pozwalała mi być samej w nieustającej podróży. Najzwyczajniej, po ludzku, tęskniłam. Za Małżem i "normalnym życiem".
Tak, wiem, też jak to czytam, to mam wrażenie, że gdzieś to już słyszałam. Wystarczy się cofnąć do 2017 roku, kiedy to wspaniałomyślnie poszłam na etat, bo chciałam "normalnego życia". Wiedziałam już, że tego błędu nie popełnię, zresztą kalendarz pilocki zapełniał mi się bardzo szybko, a ja jak się do czegoś zobowiążę, to naprawdę musi się walić i palić, żebym odpuściła (w tym roku raz doszło do momentu, że musiałam zrezygnować z wyjazdu, bo już nie byłam w stanie lecieć, choć byłam wpisana w kalendarz). Dalej wyjazdy sprawiały mi radość, ale były momenty, gdy miałam dość. Ale tak totalnie dość.
To był trudny rok, ale wciąż na szczęście przeważały takie super chwile, jak te! |
To znaczy był taki jeden wyjazd, że po powrocie miałam ochotę zadzwonić do szefowej i powiedzieć: "sory, ale ja już nigdy nigdzie nie pojadę, nie ma opcji, koniec, amen, Bóg zapłać". Generalnie to ja jestem dość twarda babka i po 5 latach w turystyce niewiele ludzkich zachowań robi na mnie wrażenie, ale TO BYŁA MASAKRA. Całe szczęście, że 2 dni po powrocie z wyjazdu - koszmaru miałam super grupę na Sycylii, która szybko postawiła mnie na nogi. Mimo to, tamten wyjazd zapisze się jako najgorszy w historii mojej pracy. Utwierdził mnie też w decyzji, że 2019 to mój ostatni rok na tak wysokich wyjazdowych obrotach.
Rok pracy na swoim, czyli jak przetrwać na dwóch etatach i być szczęśliwym
Musicie wiedzieć, że oprócz wyjazdów, drugim głównym celem na rok 2019 był rozwój mojej działalności psychologicznej. Długo wahałam się, czy poruszać tę tematykę tutaj, czy przeformułować Zapiski ze świata w stronę psychologii, a nawet lajfstajlu, ale szybko z tego zrezygnowałam. Pojawił się tu jeden tekst o talentach Gallupa, bo akurat mocno temat związany był z pracą pilota, ale w ogóle nie czułam, żeby iść w tym kierunku na instagramie. Dlatego - choć jest to trudne i szalenie czasochłonne - mam teraz dwa miejsca w sieci. Są moje Zapiski ze świata, które kocham całym serduszkiem i mam do nich sentyment jak sto pięćdziesiąt i jest strona nataliakwiatkowska.pl (z fejsem i instagramem), gdzie jest psychologicznie.
No i właśnie, jak nie wyjeżdżałam, to w domowym biurze (a pięknie mi je Małż urządził!) siedziałam i pracowałam jak mróweczka. W lutym sama postawiłam stronę, w marcu napisałam pierwszego w karierze ebooka "Jak mądrze wybrać szkołę średnią?", chwilę później rozpoczęłam konsultacje indywidualne. We wrześniu zaczęłam regularnie publikować na nowym kanale YouTube (to jest największe zaskoczenie tego roku, bo ja nigdy nie sądziłam, że twórczość na YouTube jakkolwiek mi spasuje!). Do tego wszystkiego rozpoczęłam z Moniką z Tylko Spróbuj długofalowy projekt pod nazwą #weekendStressLess, który jest połączeniem spędzania weekendu w fajnym miejscu i warsztatów radzenia sobie ze stresem.
I tak właśnie spędziłam cały rok - jeżdżąc jak szalona po całym świecie z grupami, na zmianę z mrówczą pracą przy biurku. Dla zachowania higieny umysłowej i nie zajechania całkowicie swojego organizmu (bo ja wiem, jakie to szkodliwe!), starałam się po każdym wyjeździe przynajmniej jeden dzień spędzić na spaniu i nicnierobieniu, bo jak możecie się domyślać, różnie bywało z wolnymi weekendami.
Długie weekendy olaliśmy, dopiero w lipcu wybraliśmy się na jeden, zwykły weekend do Berlina, odwiedzić znajomych z Erasmusa. Niby dwa dni, ale mini-urlop jak się patrzy!
W sierpniu pojechałam też na tydzień do Słowenii, gdzie w małym miasteczku pod granicą austriacką wzięłam udział w unijnym projekcie o tematyce... Tańca cieni. Praca z ciałem, historiami, nauka gry świateł i cienia - w tym czasie totalnie zapomniałam o moich służbowych obowiązkach i po 5 dniach takiej beztroski i pracy nad sobą nagle uderzyła mnie fala pomysłów! Pewnego dnia usiadłam na łóżku i zaczęłam spisywać ćwiczenia, które jedno po drugim wpadały mi do głowy. Poczułam, że właśnie w trakcie tego wyjazdu odblokowała się jakaś cząstka mnie, które dała mi pakiet pomysłów na cały 2020.
Wiem, że nieładnie było Was tak zaniedbać, ale... Kurczę, potrzebowałam tego oddechu. Intensywność wszystkiego, co działo się przez cały rok, ciągłego planowania co, gdzie i kiedy opublikuję (głównie na psychologicznych kanałach), tworzenia treści, praca z klientami, uczenie się prowadzenia biznesu i nieustannych wyjazdów bardzo mocno wyczerpywała moje baterie. Sama trąbię na prawo i lewo o odpoczywaniu, to przecież szewc bez butów chodzić nie może!
Uśmiechnięte i zrelaksowane dziewczyny na zakończenie weekendu #StressLess |
I tak właśnie spędziłam cały rok - jeżdżąc jak szalona po całym świecie z grupami, na zmianę z mrówczą pracą przy biurku. Dla zachowania higieny umysłowej i nie zajechania całkowicie swojego organizmu (bo ja wiem, jakie to szkodliwe!), starałam się po każdym wyjeździe przynajmniej jeden dzień spędzić na spaniu i nicnierobieniu, bo jak możecie się domyślać, różnie bywało z wolnymi weekendami.
Beztroskie wspomnienia z 2019 roku
Choć był to rok nad wyraz pracowity, mamy na swoim koncie kilka beztroskich chwil. Każdy zimowy weekend spędzaliśmy na skiturach, czy to w Beskidzie Żywieckim, czy w Tatrach. W marcu pojechaliśmy na tydzień do Włoch na narty i tam poczułam, jak to beztrosko jest śmigać od rana do wieczora na stoku, bez zaglądania w telefon i martwienia się o cokolwiek. Taki reset był nam bardzo, ale to bardzo potrzebny.
Długie weekendy olaliśmy, dopiero w lipcu wybraliśmy się na jeden, zwykły weekend do Berlina, odwiedzić znajomych z Erasmusa. Niby dwa dni, ale mini-urlop jak się patrzy!
W sierpniu pojechałam też na tydzień do Słowenii, gdzie w małym miasteczku pod granicą austriacką wzięłam udział w unijnym projekcie o tematyce... Tańca cieni. Praca z ciałem, historiami, nauka gry świateł i cienia - w tym czasie totalnie zapomniałam o moich służbowych obowiązkach i po 5 dniach takiej beztroski i pracy nad sobą nagle uderzyła mnie fala pomysłów! Pewnego dnia usiadłam na łóżku i zaczęłam spisywać ćwiczenia, które jedno po drugim wpadały mi do głowy. Poczułam, że właśnie w trakcie tego wyjazdu odblokowała się jakaś cząstka mnie, które dała mi pakiet pomysłów na cały 2020.
No i na koniec to najpiękniejsze wspomnienie - ponad 2 tygodnie w Wietnamie. Pełen luz, swoboda i jeden z większych spontanów, jakie podróżniczo mi się przytrafiły. Nie wiecie o tej podróży jeszcze zbyt wiele, bo oprócz relacji na instagramie nie publikowałam zbyt wiele. Tu na blogu jeszcze wcale, a na FB wrzuciłam tak naprawdę posty w połowy całej podróży. Wakacje poniosły mnie tak bardzo, że social media poszły w odstawkę.
Wiem, że nieładnie było Was tak zaniedbać, ale... Kurczę, potrzebowałam tego oddechu. Intensywność wszystkiego, co działo się przez cały rok, ciągłego planowania co, gdzie i kiedy opublikuję (głównie na psychologicznych kanałach), tworzenia treści, praca z klientami, uczenie się prowadzenia biznesu i nieustannych wyjazdów bardzo mocno wyczerpywała moje baterie. Sama trąbię na prawo i lewo o odpoczywaniu, to przecież szewc bez butów chodzić nie może!
Jak przetrwać rok na wysokich obrotach? Kilka sposobów, które uratowały mnie w tym roku
Gdy patrzę wstecz i analizuję to wszystko co się działo w tym roku, wiem, że nie byłoby to możliwe bez kilku rzeczy, które obowiązkowo narzuciłam sobie na początku 2019. Tak, żeby nie zwariować i nie zajechać się na amen. Oto one:
1. W marcu, czyli po 4 miesiącach od ostatnich wakacji (podróży poślubnej!), pojechaliśmy na tydzień do Włoch. 6 dni nieustającej jazdy na nartach, sączenia aperola i wcinania pizzy. Słońce, beztroska i ładowanie akumulatorów, żeby przetrwać do jesieni.
2. Zaplanowaliśmy dłuższy urlop na listopad. Po pierwsze dlatego, że to zawsze szary i paskudny czas w Polsce, kiedy to ludzkie baterie są na wyczerpaniu. Po drugie wtedy łatwiej mi o lukę w pilotażach (np. we wrześniu taki wyjazd byłby niemożliwy).
3. Po każdym wyjeździe z grupą robiłam sobie przynajmniej jeden dzień "nicnierobienia". Tzn. prałam (totalnie mnie to relaksuje!), gotowałam, nadrabiałam zaległe odcinki "M jak Miłość", albo czytałam książki. Nigdzie nie wychodziłam, potrzebowałam odciąć się od ludzi i wyciszyć.
4. Gdy z kolei szykował mi się dłuższy czas w Polsce (więcej niż 3 tygodnie), wplatałam w pracę w ciągu dnia trochę innych aktywności: a to wybrałam się na spacer do biblioteki oddalonej o ponad 2 km, a to pojechałam na zakupy). Popołudniami starałam się choć raz w tygodniu spotkać z kimś znajomym, żeby nie siedzieć ciągle w domu.
5. Różnie u mnie bywa z wolnymi weekendami, ale kiedy już taki miałam, najczęściej spędzaliśmy go w górach. Raz wyskoczyliśmy do Berlina i dla mnie to były takie mini-wakacje!
6. Regularnie oddychałam. Nie śmiejcie się z tego, bo 30 sekund głębokiego i uważnego oddychania działa cuda: obniża tętno, reguluje wydzielanie adrenaliny, koi nerwy, pozwala lepiej radzić sobie z trudnymi emocjami, nie mówiąc o ukojeniu w sytuacjach bardzo stresujących i kryzysowych, których w pracy mam pod dostatkiem. Mówię Wam, jeśli mielibyście do końca 2019 zrobić jeszcze jedną rzecz dla siebie, to spróbujcie zacząć uważnie oddychać.
1. W marcu, czyli po 4 miesiącach od ostatnich wakacji (podróży poślubnej!), pojechaliśmy na tydzień do Włoch. 6 dni nieustającej jazdy na nartach, sączenia aperola i wcinania pizzy. Słońce, beztroska i ładowanie akumulatorów, żeby przetrwać do jesieni.
2. Zaplanowaliśmy dłuższy urlop na listopad. Po pierwsze dlatego, że to zawsze szary i paskudny czas w Polsce, kiedy to ludzkie baterie są na wyczerpaniu. Po drugie wtedy łatwiej mi o lukę w pilotażach (np. we wrześniu taki wyjazd byłby niemożliwy).
3. Po każdym wyjeździe z grupą robiłam sobie przynajmniej jeden dzień "nicnierobienia". Tzn. prałam (totalnie mnie to relaksuje!), gotowałam, nadrabiałam zaległe odcinki "M jak Miłość", albo czytałam książki. Nigdzie nie wychodziłam, potrzebowałam odciąć się od ludzi i wyciszyć.
4. Gdy z kolei szykował mi się dłuższy czas w Polsce (więcej niż 3 tygodnie), wplatałam w pracę w ciągu dnia trochę innych aktywności: a to wybrałam się na spacer do biblioteki oddalonej o ponad 2 km, a to pojechałam na zakupy). Popołudniami starałam się choć raz w tygodniu spotkać z kimś znajomym, żeby nie siedzieć ciągle w domu.
5. Różnie u mnie bywa z wolnymi weekendami, ale kiedy już taki miałam, najczęściej spędzaliśmy go w górach. Raz wyskoczyliśmy do Berlina i dla mnie to były takie mini-wakacje!
6. Regularnie oddychałam. Nie śmiejcie się z tego, bo 30 sekund głębokiego i uważnego oddychania działa cuda: obniża tętno, reguluje wydzielanie adrenaliny, koi nerwy, pozwala lepiej radzić sobie z trudnymi emocjami, nie mówiąc o ukojeniu w sytuacjach bardzo stresujących i kryzysowych, których w pracy mam pod dostatkiem. Mówię Wam, jeśli mielibyście do końca 2019 zrobić jeszcze jedną rzecz dla siebie, to spróbujcie zacząć uważnie oddychać.
Sekcja cyferek, nie tylko podróżniczych!
Nie ekscytuje mnie już tak, jak kiedyś, ale daje mi ciekawe porównanie, gdy czytam później podsumowania wstecz. Lubię obserwować, co pojawia się na tej liście i jak bardzo to wszystko się zmienia.
- Odwiedziłam 12 krajów, z czego aż 4 po raz pierwszy! (kolejno Jamajka, Włochy x2, UAE, Turcja, Niemcy, Słowenia, Czarnogóra, Chorwacja Hiszpania x2, Wietnam, Katar i Meksyk)
- Odbyłam 26 lotów samolotem - bo niektóre wyjazdy z przesiadką, a inne samochodem, a to daje...
- 83336 km pokonanych drogą powietrzną! Czyli nieco mniej niż rok temu, ale to i tak bardzo dużo.
- Spędziłam 115 dni w podróży, czyli jeszcze więcej, niż w zeszłym roku!
- Z tego aż 13 weekendów na nartach i skiturach w Beskidach
- Wydałam 1 ebooka
- opublikowałam na Youtube 3 odcinki Minuty ze świata
- i 13 odcinków psychologicznej serii Talentland, kończąc rok ze 125 subskrybentami!
- zorganizowałam 1 #weekendStressless.
Jaki będzie 2020?
Nie będę już tyle jeździć. To decyzja, która zapadła tak naprawdę jeszcze w 2018 roku - 2019 miał być rokiem możliwie maksymalnej liczby pilotaży, natomiast 2020 to zupełnie inny kierunek. Przez cały rok się nie rozmyśliłam, co więcej, nabrałam pewności, że środek zawodowej ciężkości powinien przenieść się gdzieś indziej.
2020 rok upłynie pod znakiem rozwoju mojej marki osobistej jako psychologa. Wciąż jestem jedną z dwudziestu kilku osób w Polsce, która posiada oficjalny certyfikat Instytutu Gallupa, a temat talentów i mocnych stron robi się w naszym kraju coraz bardziej popularny. Chcę docierać z talentami do jak największej ilości osób, bo wiem, jak bardzo korzystanie z nich polepsza jakość życia. A jeśli w prosty sposób można sprawić, żeby komuś żyło się lepiej i był szczęśliwszy, no to jak tego nie robić?
Z podnoszeniem jakości życia i dobrostanem łączy się też weekend StressLess, który zamierzamy z Moniką mocno rozwijać. Już teraz mamy zaplanowane wyjazdy 6-8 marca i 8-10 maja, więc jeśli któraś z Was ma ochotę się wybrać to serdecznie zapraszam! :) Po głowie chodzi mi też pomysł zorganizowania warsztatów z talentów, może nawet połączonych z jakimś fajnym city breakiem! Pomysłów i planów jest mnóstwo, a pewnie Nowy Rok przyniesie kolejne z nich.
Naturalnie pojawia się pytanie, co z Zapiskami ze świata? Mniejsza ilość podróży sprawi, że będę mieć więcej czasu na pisanie i bardzo, ale to bardzo chciałabym zaplanować regularne publikacje. To dla mnie ogromna radość i mimo zmniejszenia częstotliwości podróży, planuję zwiększyć liczbę artykułów. Co z tego wyjdzie? Rozliczycie mnie w przyszłym roku.
W 2020 Wszystko sprowadza się do tego, żeby lepiej żyć. Spokojniej, z mniejszym poziomem stresu, bez niepotrzebnych nerwów i szalonej gonitwy. Żeby mieć czas i uważnie go spędzać. Cieszyć się tym, co mamy i zamiast szukania dziury w całym doceniania codzienności. Dlatego też podjęliśmy jedną, szalenie ważną decyzję, która nada naszemu życiu od 2020 zupełnie nowy bieg. Podjęliśmy decyzję o wyprowadzce z Warszawy. Oznacza to bardzo trudne i dynamiczne miesiące w pierwszej połowie nadchodzącego roku, ale czymże jest pół roku szaleństwa i trudu, wobec całego życia "po naszemu"?
Niech 2020 będzie dla Was dobry i spokojny. Bądźcie uważni na świat wokoło, ale przede wszystkim na siebie samych i siebie nawzajem. Dbajcie o siebie i bądźcie dla siebie dobrzy. Znów życzę Wam odwagi, żeby żyć po swojemu. Inaczej, niż krzyczy świat, inaczej, niż oczekują tego inni. Cieszcie się codziennością, której każdy moment może być wyjątkowy ♥
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę. Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz