Co się stanie, gdy zrobisz coś zupełnie inaczej, niż zwykle?

Klikanie w klawiaturę stawało się coraz szybsze, a atmosfera w biurze coraz bardziej wakacyjna. Kolejno wykreślałam zadania z przygotowanej kilka dni wcześniej listy, aż dotarłam do tego najbardziej upragnionego: "ustawić zwrotkę na mailu". Był to słoneczny piątek, który miał zwiastować najbardziej nieudany urlop etatowca - podróżnika, jaki można sobie wyobrazić. Bo jak można tak nieodpowiedzialnie zmarnować nadchodzące 9 dni, nie planując żadnego wielkiego wyjazdu? 

Plany na majówkę

W zeszłym roku były świetne, dwa lata temu również. Odkąd pamiętam, weekend majowy spędzałam dość owocnie, zawsze wykorzystując okazję, żeby gdzieś pojechać. Pamiętam, jak lata świetlne temu (jeszcze jako nastolatka) chciałam ruszyć na jedną ze zorganizowanych akcji autostopowych z chłopakiem z "parownika" tejże akcji, co poskutkowało natychmiastowym (serio, w jakieś 10 minut!) zorganizowaniem przez moją mamę wielkiej majówki w Niemczech. 

Tym razem nie było nic. Zero planów, zero pomysłów. Z jednej strony tak dużo miałam ostatnimi czasy na głowie, że planowanie majówki (choć to przecież upragnione 9 dni wolnego!) odeszło w totalne zapomnienie. Z drugiej, nie wyobrażałam sobie nigdzie nie jechać. Przebąkiwaliśmy coś o Słowenii, może Bieszczadach, ale finalnie zostaliśmy z dniami wolnymi bez żadnego zagospodarowania. 

To było największe szaleństwo

Czy ktoś z Was wpadłby na pomysł, żeby tak cudownie zapowiadający się pogodowo, TAKI DŁUGI urlop spędzić na... Załatwianiu spraw urzędowych? Ja właśnie pomyślałam. Spakowałam więc walizkę i w sobotę rano uciekłam do Żywca. 


Niczego mi więcej nie trzeba było. Urzędy załatwiałam ekspresowo, bo nigdzie nie było kolejek, a cały pozostały czas spędzałam na totalnym relaksie. Pokonywałam dziesiątki kilometrów na rowerze dziennie, napawając się moimi rajskimi widokami okolicy. Miałam czas czytać książki, odpoczywać i rozmyślać. Cieszyć się byciem tu i teraz, na totalnym, absolutnym ludzie.


Błogo mijały dni, zachwycałam się tym moim żywieckim azylem, ale czułam, że - chociaż jest super - chyba jednak dobrze byłoby zmienić otoczenie. Góry to moje naturalne, domowe środowisko, a ja nadal potrzebowałam jakiejś ciekawej odmiany.

Piękna nasza Polska cała

W czwartek zapięłam walizkę, wsiadłam w samochód i pojechałam na północ. Minęło kilkanaście godzin i byliśmy już nad morzem. Góry są super, moje Beskidy są najlepsze na świecie, ale w kwestii wakacji to jednak plaża pozostaje bezkonkurencyjna. Tym sposobem ostatnie trzy dni upłynęły pod znakiem jedzenia ogromnych ilości ryb, kilometrowych spacerów nad morzem i czytania książek na plaży. 

W piątek włóczyliśmy się po Gdańsku i odwiedziliśmy niesamowite Muzeum II Wojny Światowej (wybudowane pod ziemią na poziomie -3, przez co jest jedną z największych powierzchni muzealnych na świecie!). W sobotę z Gdańska doszliśmy plażą do Sopotu i zjedliśmy przepyszną zupę rybną w barze Przystań. W niedzielę (jak się łatwo domyślacie) pojechaliśmy do Gdyni, gdzie po wizycie w porcie i krótkim spacerze dotarliśmy do Orłowa i czytaliśmy książki pod klifem.


I po co ja o tym piszę? Bo zupełnie nie o majówce dzisiaj chciałam!

Tylko o tym, że czasem warto odpuścić. Tak kurczowo trzymałam się myśli, że przecież MUSZĘ gdzieś pojechać, bo to tyle wolnego i majówka i w ogóle jak to tak, że nic nie będę robić. Aż  w końcu dotarło do mnie, że zrobię w końcu coś, czego tak bardzo potrzebuję: odpocznę. Dlaczego więc potem pojechałam nad morze? Bo mogłam. Tak po prostu mogłam wsiąść w samochód i pojechać przed siebie. To może się wydawać banalne, ale ta zmiana myślenia z "muszę" na "mogę" była dla mnie wtedy jak odkrycie Ameryki.

Po tym całym tygodniu naszły mnie różne reflekcje. Myślę sobie, że na przykład, że warto czasem odpuścić. Chorą ambicję, dodatkowe zadanie, czy stanowisko, którego uparcie się trzymam w dyskusji. Że warto, najbardziej na świecie warto zadbać o to, żeby zdjąć z siebie to ogromne napięcie i presję, którą tak mocno na sobie często wywieramy. 

Czas pędzi, oczekiwania rosną. A ja upieram się przy tym, żeby jednak robić to, o czym marzę i co sprawia przyjemność. Żeby cieszyć się tu i teraz. Planować, ale zawsze mieć otwartą furtkę na to, czym może zaskoczyć mnie życie. Bo życie uwielbia zaskakiwać, wystarczy mu na to pozwolić :)
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę.  Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz