Niecałe dwa tygodnie temu spakowałam moją wielką żółtą walizkę, dorzuciłam kilka par butów i torebek do małej pomarańczowej, wsiadłam w Koleje Śląskie na dworcu w Żywcu i pojechałam do Warszawy. Pociąg dobrze mi znany, trasa w sumie obcykana na pamięć. Przez ostatnie dwa miesiące kursowałam tak częściej, niż miejską w Żywcu. Niby niczym się ten wyjazd nie różnił. Ale dopiero w drodze, gdy przez okno wpatrywałam się w mój dom na górce nad jeziorem, pomyślałam sobie: "O cholera, Natik, Ty naprawdę to robisz".