Po wakacjach zostało już tylko wspomnienie. Dzieciaki wróciły do szkół, plaże nad Bałtykiem za chwilę opustoszeją, a w Tatrach w końcu będzie można powłóczyć się bez tłumów. Choć wrzesień w tym roku rozpieszcza nas pogodą, lada chwila skończą się długie i ciepłe dni, więc najwyższa pora wyruszyć w poszukiwaniu wciąż gorącego słońca! Ja już zaczęłam i planuję je ścigać aż do Świąt Bożego Narodzenia. A może nawet trochę dłużej?
No dobra, studenci mają jeszcze trochę wakacji, ale umówmy się - wysoki sezon turystyczny już za nami. Tegoroczne wakacje zaczęłam tak jak wszyscy, czyli pod koniec czerwca, jednak intensywność ostatnich dwóch miesięcy trudno nazwać odpoczynkiem. W pewnym momencie odcięło mi baterie i zmuszona zostałam do dwóch tygodni w łożku. I bardzie dobrze, bo inaczej pewnie znowu bym coś wymyśliła, a przecież nie da się żyć bez przerwy na maksymalnych obrotach. Mi się to udało przez 43 dni, ale skutki nie były za wesołe.
Była Gdynia, stolica i spotkania w Krakowie. Była Austria, festiwal w Żywcu i ekspresowy Białystok. A potem padłam na dwa tygodnie, żeby nabrać sił na to, co będzie działo się od pierwszego września. Ach, wspominałam, że wcześniej przez siedem dni dreptałam z Żywca do Częstochowy?
Skoro zatem wrzesień wystartował, przyszedł czas na kolejny gorący okres. Dwa dni temu wróciłam z La Palmy, gdzie zachwycam się - po raz kolejny w tym roku - Kanarami. Po tygodniu intensywnej pracy wróciłam do Polski, żeby przepakować walizkę i ruszyć w sobotę na Sycylię. Znowu ❤️Nie mogę się doczekać, bo w planach mam (drugą już!) wyprawę na Etnę, ale zobaczę w końcu Taorminę. No i będzie włoskie wino, włoskie jedzenie i włoska la dolce vita! Październik rozpocznę weekendem dla duszy i ciała, albo tak jak w maju w Tatrach, albo... Zobaczymy. Dalej planuję raczej spokojnie, ale wiecie jak to u mnie z tym "spokojem" bywa :) W każdym razie liczę na chwilę luzu i regeneracji, bo siły to mi dopiero będą potrzebne później. Listopad brzmi tak nieprawdopodobnie, że dopiero jak minie, to uwierzę w to wszystko, co ma się wydarzyć!
Otóż moi Drodzy, w listopadzie lecę na Kubę. Tak jest, w końcu lecę na moją wymarzoną Kubę! Si, służbowo, więc będzie pracowicie, no ale halo, na Kubie :D A żeby tego było mało, zaledwie sześć dni po powrocie z Karaibów wyruszam zupełnie w drugą stronę. Co to oznacza? Że tegoroczne wakacje zaplanowałam w... Iranie! Wyruszam z dwiema fantastycznymi dziewczynami na takie prawdziwe "wakacje". Żadnych pięciogwiazdkowych hoteli ani szczegółowych planów. Tęsknię za couchsurfingiem, jedzeniem w lokalnych barach i rozmowami z przypadkowymi ludźmi. Ach, ach, nie mogę się już doczekać nadchodzącego listopada!
A jakie Wy macie plany na tegoroczną jesień? Poczytam o nich z największą przyjemnością! :)
---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo zostawisz komentarz :) Danie lajka nic Cię nie kosztuje, a dla mnie to znak, że doceniasz moją pracę. Zapraszam Cię również na mój facebook'owy fanpage.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz