Tak, trochę chodzi o miejsce. Zaczynam jednak opowieść z Dubaju od przedstawienia Wam w dużym skrócie ludzi, którzy pojawili się na naszej drodze. Bo gdyby nie oni, ten wyjazd byłby po prostu zwykłą wycieczką. Na szczęście była to wspaniała podróż, przede wszystkim przez niezwykłe historie :)
Na początku grudnia znalazłam przez couchsurfing hosta, który zaoferował nam nocleg w Burj Khalifa. Wow, spanie w najwyższym budynku na świecie brzmiało totalnie odjazdowo, szczególnie, że Yasir przez cały miesiąc podtrzymywał swoje zaproszenie. Aż tu na 4 dni przed wyjazdem, napisał do mnie wiadomość, że niestety regulamin budynku pozwala w jednym apartamencie mieszkać maksymalnie 3 osobom. Wydało mi się to bardzo podejrzane, uznałam, że zwyczajnie nie chce nas gościć, ani w ogóle poznać. Były nerwy, bo wyjazd zbliżał się nieubłaganie, a tu nagle zostaliśmy bez noclegu... Z pomocą przyszedł nam Shaji, 42-letni Hindus, który zaoferował gościnę na cały tydzień. Do samego końca miałam jednak obawy, czy faktycznie wszystko się uda. W niedzielę wieczorem stawiliśmy się pod przesłany nam adres i z duszą na ramieniu zadzwoniłam do drzwi. Po chwili otworzyła je nam... Violeta.
Równocześnie z nami, Shaji gościł też małżeństwo z Rumunii - Violetę i Bogdana, którzy mieli być tylko jedną noc, a zostali cały tydzień :) W poniedziałek pojechaliśmy wspólnie na pustynię, a jak wiadomo, wspólne
wycieczki zbliżają, dlatego zakupmlowaliśmy się bardzo szybko.Wspólnie jedliśmy śniadania (albo w mieszkaniu, albo Shaji zabierał nas do hinduskich restauracji), a wieczorami prowadziliśmy długie rozmowy. Taką byliśmy wesołą gromadką przez pierwsze trzy dni.
Potem pojechaliśmy do Omanu. Gdy wróciliśmy w piątek, do naszego towarzystwa dołączyła jeszcze para z Islandii. Asa i Andri rozpoczynają w Dubaju swoją roczną podróż po Azji (ruszają z blogiem, więc gdybyście mieli ochotę ich śledzić, to odsyłam tu link). W takim towarzystwie obchodziliśmy w sobotę urodziny Violety - był tort, "sto lat" w kilku językach i oczywiście "rodzinna fotografia". I to nie był koniec znajomości! W piątkowy wieczór udało nam się spotkać z Yasirem - tak, z tym, który "wystawił" nas z mieszkaniem. Okazało się, że to szalenie zapracowany człowiek, który wyszedł z biznesowej kolacji, żeby wyjechać z nami na 123 piętro Burj Khalifa. W ogóle to umówił się z nami w Armani Hotel, do którego ochrona średnio chciała nas wpuścić, przyjechał białym rolce royce'm i przybijał piątki z wszystkimi ochroniarzami. I jeszcze nas przepraszał, że musieliśmy czekać. O piątkowym wieczorze, który z nim spędziliśmy, możecie przeczytać tutaj.
Wszyscy ludzie na których trafialiśmy byli życzliwi i bardzo przyjaźnie nastawieni. W Omanie jeden mężczyzna na stacji benzynowej chciał nas przygarnąć na noc, gdy usłyszał, że wcześniej spaliśmy w samochodzie. Ludzie tak o użyczali swojego telefonu, żebyśmy nie musieli dzwonić z europejskich numerów. Gdy w jednym barze nie mogliśmy się porozumieć przy zamawianiu obiadu, pan po prostu zabrał Marcina do kuchni i kazał pokazać, co sobie życzymy do jedzenia :D
To był czas dobra wyskakującego z każdej strony i wpadającego nam wprost pod nogi. A my "potykaliśmy się o własne szczęście" :) Miałam obawy przed wyjazdem, bo to jednak inna kultura i że może być trochę niebezpiecznie, bo przecież "na pewno mnie ktoś porwie" i "całe szczęście, że jadę aż z 3 chłopakami". Nic z tych rzeczy - życzliwość i gościnność spotykanych przez nas ludzi przerosła moje najśmielsze oczekiwania! A myśl "całe szczęście, że jadę aż z 3 chłopakami" miała swoją rację bytu. Chłopaki w 110% sprawdzili się jako świetni współtowarzysze podróży. Każdemu życzę takiej ekipy! :)
Podziwiam Twoją determinację, szkoda,że nie mam tylu lat co Ty .., też uwielbiam podróże.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze relacje z wyprawy , są niezwykłe, jakże Ci zazdroszczę (chociaż to brzydka cecha), w moim wieku już trudno realizować takie marzenia.Serdecznie Cię pozdrawiam i kibicuję :-)
Na realizację marzeń nigdy nie jest za późno! Czasem po prostu trzeba spojrzeć na nie z innej perspektywy, żeby zobaczyć, że ich urzeczywistnienie jest jest dużo łatwiejsze niż się nam wydaje. Życzę odwagi w spełnianiu marzeń! :)
UsuńO jak cudownie :)) To jest najfajniejsze w podróżach - ludzie!
OdpowiedzUsuńA zaraz potem jedzenie! :D Miejsca to chyba dopiero trzecia pozycja w hierarchii ;p
Usuńna pierwszym miejscu postawiłabym tanie bilety, bo u mnie to właściwie one decydują o celu podróży, hahaha :)))
UsuńKocham takie historie! Aż się chce jechać do Dubaju, podczas gdy większość moich znajomych mówiło, że "nic, tylko wieżowce i pustynia". Przecież wiadomo, że ludzie są najważniejsi ;)
OdpowiedzUsuńTak, to głównie wieżowce, wypasione centra handlowe i złote samochody. Ale czy zawsze trzeba oglądać zabytki albo ruiny? No a ludzie to wiadomo, zawsze podstawa każdego wyjazdu - czy to do Dubaju, czy na Mazury czy na drugi koniec świata ;)
OdpowiedzUsuń