Niełatwo wyściubić nos poza dom, gdy za oknem zadyma, wichrzy, sypie i mrozi. Oj, niełatwo. Wtedy najczęściej myślę sobie, jakbym to chciała leżeć na plaży, albo przynajmniej przechadzać się uliczkami jakiegoś południowego miasta, w którym świeci mocne słońce. Albo uczyć się teraz do egzaminów w Walencji, mając wizję, że w każdej chwili może wydarzyć się znów coś fajnego. Albo, że zaraz pójdę pobiegać po plaży.
A za oknem szaro, zimno i nastrój dołujący...
Gdy wszyscy erasmusowi znajomi odwiedzali się nawzajem w Europie, ja grzecznie chodziłam na zajęcia odkładając przysługujące mi nieobecności "na później". Tak, było ciężko. Było bardzo ciężko... Depresja posterasmusowa wciąż na swój sposób u mnie trwa, więc ja na swój sposób muszę sobie z nią radzić. Światełkiem w tunelu przez cały semestr był oczywiście nadchodzący wyjazd :) Ale jak dobrze wiecie, pisałam, że chciałabym przynajmniej jeden weekend w miesiącu (no, chociaż dzień!) spędzić poza Krakowem i Żywcem. I udało się! Był Wrocław, Warszawa, a w grudniu Wiedeń. I chyba chcę tak spędzić kolejny rok!
Czytaj dalej