Ty też będziesz chciał tu przyjechać!


Ależ byliśmy spragnieni takich widoków! Po 3 dniach w gorącej Sevilli, bez wiatru i morza w pobliżu, zachód słońca na plażach Tarify był po prostu cudowny. Wysiedliśmy z samochodu pobiegliśmy na plażę, pluskając się w oceanie jak małe dzieciaki, które nigdy nie były nad morzem.

Rozpoczęła się jedna z dłuższych sesji zdjęciowej, bo przecież skaczące zdjęcie na plaży to podstawowa sprawa!
Tu nie chodzi o to, że Kuba nie podskoczył! Tu chodzi o to, że stworzyliśmy wysoce trudną do osiągnięcia skaczącą drabinkę: nisko, wyżej, jeszcze wyżej i najwyżej!
  

Zachód słońca, skaczące zdjęcia i rozkoszowanie się lodowatą wodą oceanu sprawiło, że noclegu szukaliśmy po ciemku. Wyjechaliśmy z miasteczka i po kilkunastu kilometrach zjechaliśmy na jedną z plaż. Przejechaliśmy camping i znaleźliśmy się na spokojnym parkingu, w sam raz na nocleg. W busie niedaleko nas, też szykowali się do spania. Zrobiliśmy małe terenowe rozeznanie i stanęło na tym, że chłopaki idą spać na plażę, a my zostajemy w samochodzie. Zanim jednak ułożyliśmy się do spania, długo siedzieliśmy na piasku, gapiąc się w cudowne gwiazdy, słuchając oceanu, popijając wino i rozmawiając. To był chyba jeden z fajniejszych andaluzyjskich wieczorów :)


Budziki nastawione na 7 rano miały nas przygotować na wschód słońca. Wstałyśmy dzielnie, poszłyśmy obudzić chłopaków, zrobiłam kilka zdjęć i po 10 minutach szybko wróciłyśmy spać dalej. Po  dziewiątej obudziło nas pukanie w szybę... Dwóch uśmiechniętych kitesurferów ładnie nam pomachało, po czym poszli na plażę oceniać siłę wiatru.

Godzina 7 rano.
I przed 10.

Chociaż próbowałyśmy z Asią być dzielne i wykąpać się w oceanie, udało nam się tylko zmoczyć nogi. Woda była tak zimna, a wiatr tak mocny, że szybko odpuściłyśmy. Po śniadaniu wzięliśmy prysznic na pobliskim campingu i wróciliśmy do Tarify.  Było mi bardzo, bardzo zimno, bo chociaż słońce przepięknie świeciło, wiatr przenikał mnie do szpiku kości. To było bardzo, bardzo zimne przedpołudnie.


Tarifa to najbardziej wysunięty punkt Europy na kontynencie. Z tego miejsca widać oddalony o 20km Tanger, z którego w marcu oglądałam Tarifę. Zastanawiałam się wtedy, czy uda mi się odwiedzić to miejsce jeszcze podczas Erasmusa. Udało się! :)




Przewiani do szpiku kości wróciliśmy do auta i zaczęło się przygotowywanie wieloskładnikowych kanapek. I tu pojawia się historia plastikowego pojemnika, do którego kroiłam pomidory: Przemek i Kuba wyprowadzili się ze swojego mieszkania w Walencji tuż przed wyjazdem do Andaluzji, dlatego ich bagaże jechały z nami przez cały czas. Kuba zabrał ten oto plastikowy pojemnik i przez całą drogę Przemek próbował się go pozbyć - no bo po co nam pojemnik bez przykrywki? Ha! Przydał się nam właśnie na odcinku Tarifa - Gibraltar :D Na parkingu przygotowaliśmy składniki, a potem w drodze robiłyśmy z Asią kanapki. Chyba nie muszę mówić, że bez plastikowego pojemnika nie byłyby takie dobre? Bo gdzie inaczej ułożyłybyśmy plasterki pomidorów? :D

Selfie z Afryką w tle.
Przewiani, najedzeni i bardzo zadowoleni obraliśmy kurs na Gibraltar. Nie mogliśmy się doczekać przekraczania granicy, wspinaczki i "wszechobecnych małp". A te zafundowały nam przygodę, którą jednak  niespecjalnie chcemy dziś wspominać.

4 komentarze :

  1. Hello there! I could have sworn I've visited this blog before but
    after looking at a few of the posts I realized it's new to
    me. Nonetheless, I'm certainly pleased I discovered it and I'll be bookmarking it and checking back often!

    My web site: Ask.fm tracker

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm it appears like your website ate
    my first comment (it was extremely long) so I guess I'll just sum it up what I had written and say,
    I'm thoroughly enjoying your blog. I too am an aspiring blog writer but I'm still new to everything.
    Do you have any tips for first-time blog writers?
    I'd really appreciate it.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale pojemnik miał nakrywkę! niech się Przemek tłumaczy dlaczego chciał się go pozbyć ;)

    OdpowiedzUsuń