
Kordobę, która była pierwszym punktem naszej wyprawy, potraktowaliśmy trochę po macoszemu. Na cały trip mieliśmy 6 dni, plany spore, a już pierwszego dnia wystartowaliśmy z opóźnieniem (samochód w wypożyczalni nie był gotowy na czas, Asia oddawała rano ostatnie projekty, chłopaki i ja wyprowadzaliśmy się z naszych mieszkań). ALE TO NIC! Po kilku miesiącach życia na południu Europy nasze - "nieco ponad" - dwugodzinne opóźnienie było przecież w zasadzie żadne. To miały być wakacje, głupotą więc byłoby stać się niewolnikami czasu :)