Fabienne wracała akurat z pracy, gdy zobaczyła nas siedzących na murku z kartonem "ANYWHERE". Nigdy wcześniej nie brała autostopowiczów, ale nasza tabliczka wprawiła ją w takie zdumienie, że postanowiła zawrócić. A raczej ciekawość ją zawróciła, bo jak szalonym trzeba być, żeby chcieć jechać "gdziekolwiek"?
To nie mogło dziać się naprawdę. |
Przynajmniej
tak samo, jak szalonym, żeby zaprosić takich ludzi do domu. Bo już po
krótkiej rozmowie w samochodzie, Fabienne zaproponowała nam nocleg u
siebie na tarasie. Za chwilę zaprosiła na kolację, bo obok jej domu jest
knajpka, która w 2011 roku zdobyła mistrzostwo Włoch w robieniu pizzy,
więc koniecznie musimy porządnie zjeść (przecież skoro włóczymy się już tyle czasu... to ona woli nawet nie myśleć, jak długo nie jedliśmy :D ). A po kilku godzinach chciała,
żebyśmy zostali u niej cały weekend, a ona nam kupi później bilet na
pociąg albo samolot, żebyśmy dotarli bezpiecznie do domu.
Podjechaliśmy pod mieszkanie, Fabienne zaprowadziła nas na basen i wyszła z psem na spacer. Basen - na dachu, z widokiem na morze i Monako. Przebraliśmy się szybko, zrobiliśmy trochę zdjęć, wskoczyliśmy do wody i roześmialiśmy w głos. Akcja jak z filmu, albo dobrej książki. Nawet zagrałam trochę filmowo, mówiąc: "Marcin, uszczypnij mnie, to nie dzieje się na prawdę!". Uszczypnął, zabolało jak nie wiem co, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć.
"Obrotowe selfie" zastrzeżone wszelkimi prawami autorskimi! |
Po kąpieli było wino na tarasie, a później wieczorne wyjście na kolację. Przez cały wieczór towarzyszył nam też przyjaciel Fabienne, Marc. Niesamowite było, z jaką łatwością wszyscy ze sobą rozmawialiśmy. Sama byłam zaskoczona, że poznaliśmy się zaledwie kilka godzin wcześniej.
Marc i Fabienne. |
Gdy do wyboru jest 320 pozycji, w pewnym momencie wybierasz tę, na której akurat zatrzymał się Twój wzrok. Miejsce zasługiwało na swoje wyróżnienie, to była jedna z lepszych pizz jakie jadłam. |
Fabienne bardzo liczyła na to, że się przełamiemy i jeszcze trochę zostaniemy. Serce mi pękało gdy opuszczałam to miejsce... Ale wciąż wierzyliśmy, że mimo sobotniego poranka we Włoszech, niedzielny wieczór spędzimy już w Polsce. Cel był jasny: Mediolan i byle bliżej Polski. Tak, postanowiliśmy zaryzykować przejazd przez Włochy. I tym właśnie sposobem, w sobotę jechaliśmy rekordową ilością samochodów, fundując sobie malowniczą trasę przez... francuskie Alpy.
Genialne to obrotowe selfie! :))
OdpowiedzUsuńCudownie spotykać na swojej drodze tak życzliwych i otwartych ludzie jak Fabienne. Nie można też odmówić jej odwagi, by zaprosić pod swój dach kompletnie obcych sobie ludzi. Ale, jak to się mawia "do odważnych świat należy" :)
OdpowiedzUsuńTakie spotkania w podróży są mega! No i ten widok z basenu - jak w bajce ♥
OdpowiedzUsuńJak najbardziej popieram takie rozwiązania. (-:, Też często goszczę u siebie podróżników z różnych stron świata. Prawie zawsze jest niezły ubaw.
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś zdecydowaliśmy się na wyjazd "gdziekolwiek" ;) A takie spotkania są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńTakich ludzi, którzy przed nami otwierają nie tylko domy ale i serca, nigdy sie nie zapomina :)
OdpowiedzUsuńOj tak! To było dokładnie rok temu, a z Fabienne mam regularny kontakt do tej pory. Mam wielką nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy :)
OdpowiedzUsuńCzasem odrobina szaleństwa wystarczy, żeby mieć co potem opowiadać wnukom :)
OdpowiedzUsuńMnie się jeszcze nie zdarzyło nocować autostopowiczów, a dla Fabienne byliśmy w ogóle pierwszymi autostopowiczami, których wzięła do samochodu. Jak widać musiało się jej szybko spodobać, skoro po chwili byliśmy już w jej mieszkaniu :D
OdpowiedzUsuńEj serio, ja strasznie długo nie mogłam w to wszystko uwierzyć!
OdpowiedzUsuńPonoć dobrze nam z oczu patrzyło :P
OdpowiedzUsuńSelfie level pro!
OdpowiedzUsuńWolę myśleć raczej, że "odrobina szaleństwa wystarczy aby mieć co potem wspominać" :P
OdpowiedzUsuńWspominanie to jedno, a zarażanie szaleństwem kolejnych pokoleń to drugie :D
OdpowiedzUsuńNo... niby masz rację.
OdpowiedzUsuń