To był piękny sen!
Mija dokładnie rok, odkąd na blogu pojawił się pierwszy wpis. Byłam wtedy dwa tygodnie przed wyjazdem do Walencji: przerażona, pewna, że skrócę wyjazd do jednego semestru... o ile nie wrócę po tygodniu. Za kilka dni minie miesiąc, odkąd wróciłam do domu. Te 11 miesięcy minęło jak krótki sen, z którego niestety musiałam się obudzić.
Kierunek - dom! I Autostopowy powrót vol. 6
Sobota była dniem rekordowym. Byliśmy w drodze najdłużej i złapaliśmy najwięcej samochodów, chociaż na początku wcale się na to nie zanosiło. Najtrudniej było nam wyjechać z samej Bordighery. Po dwóch godzinach machania na wszelkie sposoby tabliczkami "Milan", "Anywhere" i "Nice" zatrzymała się w końcu włoska para, która wysadziła nas na ostatniej włoskiej stacji benzynowej. Ale stamtąd było chyba jeszcze trudniej się wydostać... Zapadła decyzja, że idziemy do bramek. A to oznaczało wyjście przez zjazd z autostrady, przekroczenie jednego pasa, pasa zieleni, drugiego pasa i wspinaczkę po nasypie do góry. To trochę cud, że przeżyliśmy.
Co prawda Marcin powbijał sobie jakieś kolce do stóp, ale w nagrodę na górze znalazł 5 euro. Gdy tylko przekroczyliśmy bramki, poszło już błyskawicznie! Najpierw bardzo amerykański Francuz zabrał nas do kolejnych bramek, zaraz potem zatrzymała się Francuzka, z którą wjechaliśmy w góry. Osobówkę zamieniliśmy na campera i samotnego tatusia z dwójką synków.
Co prawda Marcin powbijał sobie jakieś kolce do stóp, ale w nagrodę na górze znalazł 5 euro. Gdy tylko przekroczyliśmy bramki, poszło już błyskawicznie! Najpierw bardzo amerykański Francuz zabrał nas do kolejnych bramek, zaraz potem zatrzymała się Francuzka, z którą wjechaliśmy w góry. Osobówkę zamieniliśmy na campera i samotnego tatusia z dwójką synków.
Etykiety:
autostop
,
Autostopowy powrót
,
Erasmus
,
wakacje
Kulinarny offtop: Bananowe wspomnienia.
Po powrocie wciąż próbuję jakoś dostosować tutejszą rzeczywistość do tej idealnej, którą miałam w Walencji. W dalszym ciągu mam przestawiony zegar biologiczny i nie zasypiam przed 1 w nocy, poranek zaczynam od kawy i ciacha lub... pysznego bananowego koktajlu. To jedna z najprostszych kulinarnych zachcianek, którą mogę do woli serwować sobie w Polsce. W sam raz na sobotni poranek, ale i każdy inny w ciągu tygodnia.
A gdy dodamy na górę bitą śmietanę... mamy wspaniały deser! |
Nasza własna filmowa historia I Autostopowy powrót vol.5
Fabienne wracała akurat z pracy, gdy zobaczyła nas siedzących na murku z kartonem "ANYWHERE". Nigdy wcześniej nie brała autostopowiczów, ale nasza tabliczka wprawiła ją w takie zdumienie, że postanowiła zawrócić. A raczej ciekawość ją zawróciła, bo jak szalonym trzeba być, żeby chcieć jechać "gdziekolwiek"?
To nie mogło dziać się naprawdę. |
Monako takie luksusowe I Autostopowy powrót vol. 4
Blask, blichtr, bogactwo, ferrari i wszechogarniający snobizm - dokładnie tego spodziewałam się po Monako. Że będzie zapierać dech w piersiach, porażać atrakcyjnością i wzbudzać zachwyt. Gdziekolwiek się jedzie, Monako zawsze jest nie po drodze, dlatego za jeden z celów tej podróży postawiliśmy sobie właśnie to państwo. I całe szczęście - odhaczone, nie trzeba tu już więcej wracać.
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)