Policzmy do dziesięciu. Zacznijmy od września, skończmy w czerwcu. Trwa dziesiąty miesiąc, a mnie wydaje się, jakbym przyjechała tutaj najwyżej miesiąc temu.
Dzisiejszy post jest pierwszym i ostatnim, który pojawi się na blogu w tym miesiącu. Jak zauważaliście, już w maju częstotliwość wpisów rażąco spadła. Choć skończyłam egzaminy, kończę też powoli prace, które jeszcze muszę oddać, czasu będę mieć bardzo mało. Ba, nie będę go mieć w ogóle. Bo zegar tyka coraz szybciej. Bo ludzie po kolei zaczęli wyjeżdżać. Bo nagle zdałam sobie sprawę, ile jeszcze rzeczy jest do zrobienia, zobaczenia, doświadczenia, zjedzenia( :D !). Bo tyle rzeczy nieubłaganie dobiega końca.
Będę trochę w trasie, więc zaglądajcie na facebooka i instagram - szczególnie na instagramie będzie się pewnie coś w miarę regularnie pojawiać. A ja wrócę tu pod koniec lipca, bo jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które chcę Wam pokazać i kilka historii, które będę chciała opowiedzieć.
Za 40 dni będę w Polsce i dziś myślę o tej dacie po raz ostatni. Cudowne sześć tygodni przede mną!
Do zobaczenia! :)