Zapowiadało się fatalnie. Po powrocie z Chefchauen w Tanger wciąż padało, było zimno i pochmurne niebo przyspieszyło ogólnie panującą ciemność. Zdecydowaliśmy się więc na krótki spacer do nowej - tętniącej życiem o zmroku - części miasta. Nie spodziewaliśmy się, że nazajutrz czeka nas pogodowa niespodzianka :)
Spędziliśmy trochę czasu w przytulnej i pysznej piekarni, później w barze jedząc kebaba i pokręciliśmy się po ruchliwych ulicach. Niestety deszcz padał coraz mocniej, więc dość szybko stwierdziliśmy, że wracamy do hostelu. Zanim jednak znaleźliśmy drogę powrotną i zebraliśmy się do spania, było już dobrze po północy. Byliśmy też stratni o godzinę snu, bo akurat była to ostatnia sobota marca i wypadała zmiana czasu. Ja i tak nie spałam całą noc, bo amerykańska współlokatorka chrapała tak głośno, że zwyczajnie nie dało się zasnąć. Uroki hosteli i pokoi wieloosobowych.
Po jedzeniu trzeba się napić - w sobotę padło na sok z trzciny cukrowej. Przepyszny, choć niemożliwie słodki! |
Zmęczeni, przemoczeni i bardzo szczęśliwi! :) |
Rano wstaliśmy o ósmej, zjedliśmy śniadanie (naleśniko - placki z dżemem) i ruszyliśmy zwiedzać. Ostatniego dnia naszej marokańskiej przygody mieliśmy przewodnika - po Tanger oprowadzał nas Ziyad, brat Malaka, którego dobrze już znacie. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, dlatego skupiliśmy się na uliczkach mediny i pięknym wybrzeżu.
Obowiązkowym punktem wizyty w Tanger jest wypicie herbaty w Cafe Hafa. Założona w 1921 roku, gościła Rolling Stones'ów, czy The Beatles . Nie da się ukryć, że herbata była najlepszą, jaką piłam w Maroku. No i widoki cudowne, szczególnie, że w niedzielę zamiast deszczu przywitało nas piękne słońce.
Droga do hostelu po bagaże trochę nam zajęła, bo Eleo chciała jeszcze kupić szalik, a Johannes bluzę. W pewnym momencie wyglądało na to, że spóźnimy się na samolot. Na szczęście taksówkarz przyjechał pod hostel punktualnie. Co więcej - jazda na lotnisko przewidywała dodatkowe atrakcje i to takie z serii "zawsze chciałam..." :D
...jechać samochodem wystając przez dach! |
Zdążyliśmy, choć nie było łatwo. Potwornie zmęczeni i niezmiernie szczęśliwi. Jednocześnie smutni, że to już koniec. Spędziliśmy wspólnie osiem niesamowitych dni: było przerażająco i groźnie, zabawnie i ciekawie, pysznie choć czasem o pustym żołądku. Poznawaliśmy ciekawych ludzi, ale przede wszystkim siebie. Przyznaję, że przed wyjazdem bardzo bałam się, jak wypadniemy jako zespół. Gdy jedziesz z prawie obcymi ludźmi, wiele ryzykujesz. Ale jak przekonałam się w Maroku, możesz niesamowicie wiele zyskać. Wróciliśmy bogatsi o niezwykłe przeżycia, cudowne wspomnienia i przede wszystkim siebie nawzajem :)
Obcięte, trochę niewyraźne, ale ostatnie z marokańskiej ziemi. |
Excellent article. I'm facing some of these issues as well..
OdpowiedzUsuńHere is my page: brave frontier cheats
Outstanding quest there. What occurred after? Take care!
OdpowiedzUsuńStop by my weblog :: Boom beach free hack ()