Jak wspominałam wczoraj, początek grudnia to dla mnie czas wyjątkowy. W moich Beskidach zwykle jest już biało, powoli zbliża się koniec semestru, a Święta nadchodzą wielkimi krokami. W tym roku odliczam nie do 24 grudnia, a do 16 - wtedy, w końcu, po ponad trzech miesiącach nieobecności, przylatuję do Polski. Choć z każdym dniem jest mi tu lepiej i czuję, że nie umiałabym w tej chwili wrócić na stałe do Krakowa, to bardzo, ale to bardzo chcę już pobyć trochę w Domu. Tym bardziej nie mogę się już doczekać przedświątecznego zamieszania! Będziemy piec z siostrą ciasteczka, ubierać z rodzicami choinkę i - mam nadzieję - dużo odśnieżać! W tym roku, to ja się nawet cieszę na świąteczne porządki.
Wracając do tematu: w tym roku mój początek grudnia jest iście jesienny i - oprócz świątecznych piosenek w Mercadonie oraz lampek w mieście - świąt raczej nie widać. Tym bardziej zimy! Pierwszy dzień grudnia spędziłam z górach, które jak możecie zobaczyć niżej, ani myślą o zimie i śniegu. Na weekendowe wędrówki polecam Navajas!
|
Pyszne migdały, oliwki i pomarańcze - prosto z drzewa! |
|
Wszyscy do wodopoju! |
|
Janusz - inżynier zbieractwa. |
|
Rozwiązanie zagadki: oto kaki! |
Za równe dwa tygodnie będę siedzieć w domu przed kominkiem z kubkiem herbaty z sokiem malinowym. Już nie mogę się doczekać! :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz