Spokojne październikowe popołudnie. Szukałam lotów do Polski, na grudzień. I jakoś tak wyszło, że znalazłam na Majorkę. W listopadzie. Szybki telefon do Natalii: "Cześć! słuchaj, znalazłam mega bilety na Majorkę, początek listopada. Lecimy?". Natalia spokojnie powiedziała, że odezwie się na FB. Odpaliła komputer, napisała, więc drążyłam temat: "Szybko się musimy decydować!". I cisza. No to znowu napisałam, ale znowu cisza. I tak przez kolejne kilka minut. Nagle wyskoczyła wiadomość: "Kupiłam :)".
W Palmie wylądowałyśmy w sobotę po 21. Zgodnie z instrukcjami naszego hosta z couchsurfingu, dojechałyśmy z lotniska autobusem nr 1 na Plaza Espana, skąd miał nas odebrać Moein. Miał. Niestety, gdy byłyśmy w autobusie zadzwonił i powiedział, że jest już na firmowym grillu, więc przyjdzie po nas jego "friend". "OHO, zaczyna się" - pomyślałam. Ciemno, wieje, coraz zimniej, a my wysiadłyśmy grzecznie z autobusu i czekamy na "frienda". Czekamy, czekamy i... Nagle pojawia się para Polaków, z Krakowa! Zaprowadzili nas do mieszkania, przekazali klucze (wyjeżdżali tej samej nocy) i poinstruowali jak dojechać na firmową imprezę (też byłyśmy zaproszone). Pójście na grilla do obcych ludzi, w zupełnie nieznane miejsce i to jeszcze w środku nocy uznałyśmy za szaleństwo, ale Polacy wyjątkowo dobrze zarekomendowali widok z tarasu i samo spotkanie, więc nie zwlekając, ruszyłyśmy!
Tarasowe party przebiegało bardzo spokojnie, a widok faktycznie był zachwycający: w dole zatoczka z małymi jachtami, w oddali stare miasto i oświetlona Katedra w Palmie. Bałam się zabrać aparat, więc zdjęcia nie ma, proszę uruchomić wyobraźnię!
Niedziela miała być dla nas dniem odpoczynku. Oczywiście wyjazd nastawiony miał być na zwiedzanie, ale potrzebowałyśmy trochę wytchnienia od szaleństwa na uczelni, które powoli zaczynało się przed sesją. Poranna przechadzka po starym mieście sprawiła, że zakochałyśmy się w Palmie od pierwszego wejrzenia. Dotarłyśmy w końcu nad morze i wybrałyśmy się na dłuuuuuugi spacer wybrzeżem. Był cel: spotkanie z Felą (przyjaciółką Natalii). I tak nasze spotkanie odbyło się w połowie drogi - po trzech godzinach marszu.
Natalie dwie :) |
"Pamiętniki z wakacji" |
Gdy wracałyśmy do Palmy, robiło się już ciemno. Po całym dniu bez jedzenia (niedziela, wszystko było zamknięte, miałyśmy problem, żeby nawet wodę kupić!), wymęczone palącym słońcem i długą wędrówką dorwałyśmy... kanapki. Konsumpcja nastąpiła błyskawicznie na urokliwej ławeczce niedaleko naszego mieszkania, koło stoiska z... kasztanami. Kolejka cały czas była tam bardzo długa, więc musiałam w niej w końcu stanąć. Jak tak ochoczo kupują, to muszą być dobre!
PYCHA! Smak kasztanów bardzo mnie zaskoczył. Lekko słodkawe, o konsystencji twardej cieciorki, z łatwo odchodzącą skorupką. Takie zakończenie dnia sprawiło, że był to dzień idealny: wypoczęłyśmy (choć aktywnie), a słońce ładowało nas energią, jakby to wcale nie był listopad! Poniedziałek zaplanowałyśmy sobie więc w górach i niestety wcale nie było już tak kolorowo.
Zapraszam Cię również na facebook'owy fanpage!
--> Przeczytaj też: Preludium Deszczowe II Majorka, dzień 2
---
Spodobał Ci się ten post?
Będzie mi miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo zostawisz komentarz :) Zapraszam Cię również na facebook'owy fanpage!
Jak tam ładnie:D Aż żałuję, że nie pojechałam na Majorkę podczas Erasmusa w Madrycie:)
OdpowiedzUsuńW wielu krajach można nadziać się na "niedzielne głodówki". W Polsce bez problemu o każdej porze dnia i nocy można kupić praktycznie wszystko co się chce. Mi kasztany nie przypadły do gustu. Może dlatego, że jadłem je po pysznej kolacji, a nie głodówce :)
OdpowiedzUsuńOh tak, warto być przygotowanym na niedzielę :) Najlepiej już w sobotę rano i to dotyczy nie tylko Hiszpanii, niestety a może i stety. Kasztany pyszne, smakują trochę jak ziemniaki!
OdpowiedzUsuńTwój wpis rozbudził moje wspomnienia, kiedy byłam na Erasmusie w Hiszpanii! Dzięki :)
OdpowiedzUsuńNie żałuj, tylko planuj teraz! :)
OdpowiedzUsuńRacja, jedzenie rzecz ważna i powinno się ją wcześniej zaplanować. Mnie kasztany zachwycają za każdym razem <3
OdpowiedzUsuńJa uważam, że stety ;)
OdpowiedzUsuńPolecam Ci w takim razie całą zakładkę "Erasmus" ;)
OdpowiedzUsuńNajfajniejsze są zawsze takie spontaniczne decyzje :) Mnie Majorka urzekła właściwie tylko w górach i tam też było mniej turystów, co czyniło ją znacznie ciekawszą ! To jest ładna wyspa, tylko trzeba ją odkrywać samemu :)
OdpowiedzUsuń