Preludium Deszczowe II Majorka, dzień 2

Im dalej od Polski, tym cieplej robi się na sercu trafiając na narodowe ślady. Majorkowe "must see" dla Polaków to z pewnością Valdemossa, w której Fryderyk Chopin wraz z Gorge Sand spędzili pewną pamiętną, dziewiętnastowieczną zimę.




Do Valdemossy dojechałyśmy autobusem. Choć miasteczko położone jest zaledwie 17 km od Palmy, podróż trwała pond 40 minut. A to dlatego, że bardzo szybko wjechaliśmy w góry i autokar musiał się nieźle nagimnastykować, żeby dowieźć nas cało, przy okazji nie spadając w przepaść. 

Niewielkie XIV-wieczne miasteczko wydaje się istnieć w zupełnie innej czasoprzestrzeni. Urokliwe uliczki, spokój i cisza. Wspaniały widok na otaczające góry, unoszący się wszędzie zapach lawendy i... świeżych, ziemniaczanych bułeczek.


Bułeczki dobre, ale "bez szału". Puszyste, lekkie, zostawiają w ustach posmak skrobi. Podawane na słodko w cukrem pudrem są dobrym dodatkiem do porannej kawy :) Zapach jednak zapamiętam na długo!
Turyści odwiedzają Valdemossę żeby... potrzeć nos Chopina, co ma ponoć przynieść szczęście. Przed klasztorem Kartuzów, w którym mieszkał, znajduje się popiersie polskiego kompozytora z tablicą pamiątkową. W muzeum można także zwiedzić jego celę i zobaczyć pianino na którym grał. Choć owa zima nie była łatwym czasem dla Chopina (gra na prostym pianinie sprawiała wiele trudności), w okresie "majorkańskim" ukończył między innymi cykl 24 preludiów, w tym Des-dur. Nie znacie? Pewnie, że znacie! To przecież  Preludium Deszczowe.



Jest jeszcze jedna ważna postać dla tego miejsca. Patronką Valdemossy, jest urodzona w 1533 roku  św. Catalina Thomas. W domu jej narodzin utworzono kapliczkę, a na murach w całym miasteczku widnieje wiele ceramicznych płytek ze scenami z jej życia, lub prośbami o wstawiennictwo. 


W Valdemossie panuje niesamowity klimat. Jest spokojnie, urokliwie i kolorowo. Mimo braku trawników nie brakuje zieleni i kwiatów, nawet w listopadzie. Słowami nie da opisać się piękna i specyficzności tego miejsca.  Mimo, że miasteczko pożegnało nas ulewnym deszczem i porywistym wiatrem, jestem zachwycona tak, jak zachwycony był sam Chopin!


"A, Moje Życie, żyję trochę więcej... Jestem blisko tego, co najpiękniejsze."

  
Tu powinien nastąpić koniec. Piękny cytat w sam raz na zakończenie i że niby pogoda wcale nie popsuła wycieczki. Psikus! Nie przestraszył nas jednak deszcz i temperatura godna jesiennych Tatr - ruszyłyśmy do Soller. Z Palmy można się tam dostać zabytkowym tramwajem, jednak cena takiej przejażdżki sprawia, że podróżują nim jedynie niemieccy emeryci. 


My wybrałyśmy miejski autobus. Co do miejsca: Soller to śliczne miasteczko, w którym do zobaczenia jest przede wszystkim Katedra. W ołtarzu głównym jest figura Matki Boskiej... z mandarynkami. Niestety zdjęcie nie uchwyciło wyraźnie mandarynek.


W deszczu też fajnie!



Miejsce na zakończenie wypada więc tu. Bez cytatu, bez błyskotliwej puenty. Ale z myślą, że w deszczu Majorka też może być ciekawa. Nieszablonowa, zadziwiająca i mimo niedogodności zachwycająca. Zachwyt nieulotny trwa!


---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz