Noc w zasadzie nieprzespana. O piątej rano w czwartek Kreo odjechała do Barcelony i zrobiło się pusto. Melinda stwierdziła, że będzie tak cicho od naszego "śmiesznego" gadania, że musimy skajpować, żeby mogła nas dalej słuchać.
Dzień przed wyjazdem był baaaaaardzo krótki. Musiałyśmy robić wszystko naraz i 3 razy szybciej niż zwykle. A na wieczór kleić pierogi. Pożegnalna kolacja dla współlokatorów i Diany (nasz hiszpański anioł) wystartowała z opóźnieniem, ale udało się zaserwować pierogi ruskie i racuchy z melonem. Melinda przygotowała też węgierski najbardziej - na - świecie - kaloryczny deser. Pyszny!
Opóźniona kolacja była skutkiem plaży. Pogoda była tak piękna, że nie mogłyśmy sobie odmówić pożegnalnej kąpieli.
Za wspaniały wrzesień, moc wrażeń i przygód... gracias totales Kreo! :*
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz